Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Medyczne opowieści doktora Cornugona IX

34 669  
8   28  
Powiedz ’Aaaa’ i kliknij!Dzisiaj skupimy się na problemach sercowych, ale nie do końca medycznym, czyli jak podpaść żonie oraz jak można uratować małżeństwo, w dodatku cudze.

Oprócz tego, że w lipcu mamy więcej roboty (bo połowa lekarzy na urlopach, a pacjenci od chorób urlopów nie biorą) mamy też trochę zabawy połączonej z trwogą. Przychodzą do nas na letnie praktyki studenci medycyny po którymś tam roku studiów. Serce roście patrząc na nich, a potem strach chorować jak wyrosną z nich takie doktory... jak my sami...
Kumpel kiedyś porównał, że patrzeć na ich wyczyny to z rosyjska: eto kak tigra jebat… i smiszno i straszno...

Jest u mnie taki jeden, którego męczę z opisywania zapisów EKG w czasie prób wysiłkowych. Podrzucam mu różne kawałki taśmy, różne przypadki większe i mniejsze, wplatając w nie od czasu do czasu przypadki prawidłowe. Niech się uczy! Dziś zaś podałem mu przypadek - jak się później okazało - specjalny:

Otóż w czasie próby wysiłkowej na kilka sekund pacjent przypadkowym gestem rozłączył elektrody w czasie zapisu, więc na jednym z kolejnych "płócien" ciągłego zapisu zamiast normalnych pobudzeń serca widnieje jedynie płaska linia znana wszystkim miłośnikom seriali medycznych z zatrzymania akcji serca. Samo zaś "zatrzymanie" w każdym opisie kojarzy się nieodmiennie ze zgonem natychmiastowym.

Oczywiście u tego pacjenta kilka sekund później zapis został ponownie podłączony i wszystko było normalnie zapisywane. Ja prawdę mówiąc nawet nie zwróciłem uwagi na tę przerwę koncentrując się na kawałkach w których faktycznie coś pacjentowi się działo. Tym bardziej zaskoczył mnie opis młodego rycerza Medi (nie mylić z Jedi), który brzmiał:

Pacjent zatrzymał się w piątej minucie trwania próby wysiłkowej, prawdopodobnie celem złapania oddechu.

Śmieszne czy straszne?? A może to tylko poniedziałek.....

* * * * *

Lekarze mają w sumie smutne życie. Praca ciężka i odpowiedzialna, jakie są pieniądze to każdy wie i co się dziwić, że korupcja w tym zawodzie (podobno!! ja osobiście nic o tym nie wiem !!) ogromna. W domu nie lepiej, ciągły brak zrozumienia. Pozostaje znów jednak wdzięczność pacjentów różnie wyrażana, no i często ich pamięć tej pełnej skupienia naszej twarzy pochylonej w tych ciężkich chwilach nad łóżkiem szpitalnym i jego zawartością…

Kilka tygodni temu zjawiła się na dyżurze nietypowa gromadka. Cztery Córy Afrodyty, bardzo skąpo ubrane (krótkie spódniczki i halko-staniki - upał w końcu, im też gorąco..) przywiozły mi na Izbę Przyjęć swojego (chyba) Alfonsa. Od razu dał się zauważyć gwałtowny wzrost zniedołężnienia pacjentów płci męskiej w poczekalni, bo co rusz któryś rzucał się na podłogę by podnieść coś, co właśnie upadło przypadkiem. A że odbywało się to przy akompaniamencie strzelania w krzyżu (schylanie) i w karku (od równoczesnego mimowolnego patrzenia w bok i do góry) poczułem się przez moment jak na wojnie (kolorytu dodał jeden dziadek, który jak dokonał "padnij" to nie mógł już zrobić "powstań" i z miną satyra patrzył z podłogi na panienkę z lekka wystawionym językiem - ach ta choroba Parkinsona…).

Kolejną obserwowalną cechą było nagłe skamienienie serc troskliwych dotąd żon i opiekunek, połączone z gwałtownym zaciskaniem warg i zaczerwieniem na twarzy. Wzmiankowanego dziadka podniosły w końcu dwie sikorki (pielęgniarki-stażystki) mimo że jego małżonka siedziała na krześle obok. Po krótkim zlustrowaniu sytuacji i trzeźwej analizie stwierdziłem, że jak zostawię to towarzycho wśród standardów kardiologicznych to będę miał za moment ostry dyżur urazowy w poczekalni (a może i jakiś wylewik przy gwałtownym skoku ciśnienia się wydarzy?). Wziąłem więc wszystkich do zabiegówki. Ledwie drzwi zamknęły się za nami, facet stracił przytomność. Następna godzina spędzona została na utrzymywaniu wyrywającej się na wolność duszy w tymże ciele. Dużą trudność sprawiło nam rozebranie faceta z ubrania i uprzęży z tombaku, ale tu niespodziewaną pomoc udzieliły Córy Afrodyty, które sprawnie i z wielką radochą rozdziały swego Szefa.

Mnie pozostało więc obserwowanie (i szczere podziwianie!!) prezentowanej wprawy w rozdziewaniu faceta, oraz (to już oczywiście mimochodem, kątem oka i całkowicie bezwiednie) prezentowanych przy pochyleniach i wypięciach tak zwanych wdzięków. Co ciekawe moje dwie pielęgniarki też patrzyły na panienki z wyraźną zazdrością (może też chciałyby być lepiej przygotowane do zawodu )

Jak facet był goły mogłem wreszcie ja przystąpić do akcji i jak wspomniałem torturowałem faceta przez ponad godzinę. Panienki zaś zostały zamknięte w pokoju socjalnym celem nie-prowokowania ostrych zespołów wieńcowych wśród "normalnych" pacjentów.
Ponieważ wszyscy o to mnie z reguły pytają więc jasno powiem: Alfons PRZEŻYŁ

Skończyło się więc na wylewnych (Absolut Kurant) podziękowaniach, wręczeniu wizytówki (pierwsza wizyta gratis!!) oraz buziakach od panienek (ładne były, dość młode więc nie miałem serca się bronić)

Minęło kilka tygodni…..

Spacer po krakowskich plantach. W pełni rodzinnie. Moja żona i ja z dzieckiem, moi rodzice, teściowa, przyjaciel domu w osobie krakowskiego księdza (którego ja osobiście serdecznie nie znoszę - podejrzewam, że z tajoną wzajemnością). Upał i sielanka. Ptaszki ćwierkają, gołębie proszą o żarcie coraz nachalniej, Rumunki prześcigają się w proszeniu z gołębiami. Nagle słyszę z daleka - ledwie poznaję, ale jednak to te cztery panienki z dyżuru (dodam, że po wyglądzie dało się domyślić kim są) na pół plant się rozdzierają:

"Dzień dobry doktorze! Witamy doktorze! Pamięta nas Pan?! Był Pan wspaniały doktorze! Nigdy Pana nie zapomnimy! Jest Pan jedyny w swoim rodzaju! Dał Pan z siebie wszystko!" itd., itp.

Rodzina
Ksiądz
Żona
Wszyscy poza córką spojrzeli na mnie głęboko.

Nawet nie chciałem mówić, że taki mam zawód i że ciężko pracuję… To już nawet ciche noce nie będą… To będzie grobowiec… Taki z ciężką płytą marmurową na piersiach…

* * * * *

Mam pełną poświęcenia i dobrej woli pielęgniarkę. Prawdziwy skarb! Powinienem w zasadzie napisać miałem. Złamała dziś rano nogę na schodach w klinice. Na moich oczach.
Podbiegłem, pomogłem, przetransportowaliśmy ją na wolne łóżku. I tu problem - co dalej? nasz szpitalik nie ma zaplecza traumatologiczno-gipsowego.

Koleżanka, szczęśliwa posiadaczka od miesiąca swojego pierwszego telefonu komórkowego stwierdziła - zadzwonię do domu. Mój mąż ma dziś wolne, niech po mnie przyjedzie.

Dzwoni. Widać od razu, że jeszcze sztuki książki telefonicznej w telefonie nie opanowała bo wykręca ręcznie. Chwila ciszy. Następnie bąka: "przepraszam pomyłka" i rozłącza się, do nas mówiąc, że z tego zdenerwowania wykręciła zły numer.

Dzwoni ponownie. Tym razem sprawdzając numer wybity na "komórce". Sekundę później nie poznaję koleżanki. Z okrzykiem: "Ty ku*wo, co robisz w moim domu o 10 rano!". Szok ani chybi po urazowy. Odbieram jej z rąk telefon rozłączając rozmowę, pytam co jest? 

Ona z płaczem, że w jej domu o 10 rano jakaś obca baba telefon odbiera, mąż ją zdradza - miał cały dzień być w domu - teraz już wie po co, czym sobie zasłużyła, skarpetki mu zawsze pierze, koszule pracuje, du*y daje itp. itd.

Żal mi się zrobiło koleżanki. Zaproponowałem, że może ja zadzwonię i coś spróbuję wyperswadować a przynajmniej męża do telefonu poprosić (miałem nadzieję, że będzie w stanie). Zgodziła się. Biorę telefon i włączam "powtórne wybieranie". I tu mnie olśniło!

Kierunkowy do Krakowa to 12 a nie 22

I tak oto uratowałem małżeństwo!



Poprzednie odcinki znajdziesz TUTAJ


Oglądany: 34669x | Komentarzy: 28 | Okejek: 8 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało