Brian zawsze miał pecha. Już podczas porodu położna zagapiła się i biedaczysko plasnął na ryjek z dźwiękiem mokrej meduzy uderzającej o wypolerowane kafelki. Później było już tylko gorzej – pech niczym deszczowa chmura, zawsze wisiał nad tym ryżym chłopcem i pomimo jego dobrych chęci, los uparcie płatał mu coraz bardziej upokarzające figle.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą