Matkę, z którą mieszkam, w niedzielę złapała gorączka.
W wtorek rano obudziłem się z kaszlem "dwadzieścia lat palę Malboro", po południu czułem się jak gówno, wieczorem 38 gorączki.
Środa upłynęła pod znakiem umierania w łóżku, matce udało się umówić na telekonsultację z lekarzem na czwartek - "no cóż, wszystko wskazuje na koronę, zgłaszam panią na kwarantanne" - dziś o 8 pojechała na test (bo "mobilny" punkt czynny od 7 do 12), więc jak dzisiaj to mi udało się dodzwonić do doktora i wprost wyłożyłem sprawę to "mógł się pan zarazić od mamy, też kwarantanna i skierowanie na testy, jak pozytywny to od razu izolacja" (ominę, że miał problem z zalogowaniem do strony rządowej, do czego sam się przyznał, i dopiero 3 godziny później zadzwonił podając numer do niego) - więc już o 11 miałem zrobiony wymaz z nochala i kartkę z informacją, że wyniki jutro po południu na stronie. No fajnie, lepiej się już nawet czuje (choć to rosyjska ruletka, więc zobaczymy co dalej - bo przecież wielu poczuło się lepiej i nagle kończyli na intensywnej pod respiratorem).
W ciągu ostatnich 15 minut:
Zadzwoniła do mnie Ivona w imieniu Sanepidu, automatycznie czytając całe moje dane i pytając, czy to ja czy nie ja (miałem potwierdzić numerem 1 lub 2) - potem dowiedziałem się, że mam pobrać jakąś aplikację, niby nawet obowiązkowo, ale z tego co czytam to nawet nie działa ona (najświeższe komentarze z przedwczoraj) i że może się kontaktować ze mną policja czy jestem w domu - o czym mówiła mi dwie godziny temu mama. Dostałem też sms z zaproszeniem na badanie (przypomnę, że o 10 już byłem, bo żadnych kolejek niczego, tylko mały kontener z ufoludkami, podaje się dowód, wciska pałeczkę do nosa i dostaje powrotem dowód) na jutro, na 8:30 do tego samego miejsca (żadnych informacji co jeśli badanie już miałem, czy olać, zaznaczyć nie czy co)....
Zastanawiam się co będzie dalej, skoro tak wyglądają pierwsze godziny kwarantanny i jak będzie beznadziejniej, jak wyjdzie pozytywny. Bo po dwóch dniach powoli wracam do życia.
W wtorek rano obudziłem się z kaszlem "dwadzieścia lat palę Malboro", po południu czułem się jak gówno, wieczorem 38 gorączki.
Środa upłynęła pod znakiem umierania w łóżku, matce udało się umówić na telekonsultację z lekarzem na czwartek - "no cóż, wszystko wskazuje na koronę, zgłaszam panią na kwarantanne" - dziś o 8 pojechała na test (bo "mobilny" punkt czynny od 7 do 12), więc jak dzisiaj to mi udało się dodzwonić do doktora i wprost wyłożyłem sprawę to "mógł się pan zarazić od mamy, też kwarantanna i skierowanie na testy, jak pozytywny to od razu izolacja" (ominę, że miał problem z zalogowaniem do strony rządowej, do czego sam się przyznał, i dopiero 3 godziny później zadzwonił podając numer do niego) - więc już o 11 miałem zrobiony wymaz z nochala i kartkę z informacją, że wyniki jutro po południu na stronie. No fajnie, lepiej się już nawet czuje (choć to rosyjska ruletka, więc zobaczymy co dalej - bo przecież wielu poczuło się lepiej i nagle kończyli na intensywnej pod respiratorem).
W ciągu ostatnich 15 minut:
Zadzwoniła do mnie Ivona w imieniu Sanepidu, automatycznie czytając całe moje dane i pytając, czy to ja czy nie ja (miałem potwierdzić numerem 1 lub 2) - potem dowiedziałem się, że mam pobrać jakąś aplikację, niby nawet obowiązkowo, ale z tego co czytam to nawet nie działa ona (najświeższe komentarze z przedwczoraj) i że może się kontaktować ze mną policja czy jestem w domu - o czym mówiła mi dwie godziny temu mama. Dostałem też sms z zaproszeniem na badanie (przypomnę, że o 10 już byłem, bo żadnych kolejek niczego, tylko mały kontener z ufoludkami, podaje się dowód, wciska pałeczkę do nosa i dostaje powrotem dowód) na jutro, na 8:30 do tego samego miejsca (żadnych informacji co jeśli badanie już miałem, czy olać, zaznaczyć nie czy co)....
Zastanawiam się co będzie dalej, skoro tak wyglądają pierwsze godziny kwarantanny i jak będzie beznadziejniej, jak wyjdzie pozytywny. Bo po dwóch dniach powoli wracam do życia.