Na flaszkę i fajki choćby nie wiadomo jakby biednym się było, zawsze się znajdzie :/
Przyłazi do mnie do pracy taka baba, jej mąż ileś tam lat temu u nas pracował i z tego tytułu regularnie zjawia się po zapomogę. I mnie nerw bierze, bo płacze, że nie ma na lekarstwa, na jedzenie i w ogóle za co żyć. A fajkami jedzie od niej tak bardzo, że nie da się wytrzymać. I zawsze mam ochotę jej powiedzieć, że widocznie nie ma aż takich problemów z kasą, skoro ją na fajki stać :/
No. I ja sobie narzekłam