Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Czemu znowu dostałem awizo?! - z prawdziwym listonoszem-weteranem rozmawiamy o sekretach jego zawodu

28 452  
205   46  
Adam, dla znajomych Bodziak” od ponad trzech dekad jest listonoszem. Takim archetypowym, co to i list dostarczy i słówko z tobą zamieni. Gdy swoim rowerem przemierza ulice Pruszcza Gdańskiego, ludzie schodzą mu z drogi. Psy miewają do niego trochę mniej szacunku, bo tak jakoś się utarło, że te czworonogi mają z listonoszami niepisana kosę… Adam Bodo, który należy do osób bardzo rozmownych, zgodził się udzielić nam wywiadu i odsłonić tajemnice swojego zawodu.
Dodaliśmy 23.04.24 odpowiedzi na dwa pytania z komentarzy.

https://img.joemonster.org/i/upload/2024/04/nowa-m...

Cześć Adam! Jesteś legendą w Pruszczu Gdańskim, głównie ze względu na twój długi staż. Powiedz mi, ile już lat jesteś listonoszem?


Od 34 lat. Moją przygodę z tym zawodem zacząłem dokładnie pierwszego lutego 1990 roku.

W takim razie jesteś idealną osobą, która może odpowiedzieć na najbardziej nurtujące mnie pytanie. Czemu po raz kolejny zamiast listu poleconego dostałem awizo?

Mogę mówić przede wszystkim za siebie, ale oczywiście znam też życie i wiem, jak to czasem w innych urzędach wygląda. Ja akurat mam całkiem niezłą skuteczność doręczania, która obecnie jest na poziomie około 90%. A co z pozostałymi 10%? Większość to osoby, których po prostu nie ma w domu. A i tak, w takich sytuacjach zazwyczaj chwytam za telefon i dzwonię do takiego kogoś. Informuję, że w pracy jestem np. do 16:30, mam list do doręczenia i że gdzieś na rejonie w tym czasie możemy się spotkać. Nie mamy telefonów służbowych, ale przy obecnych abonamentach nic nie stracę wykonując połączenie z mojego prywatnego numeru. Uważam, że warto dodać, że znam innych listonoszy, którzy pracują w podobny sposób.
Czasem zdarza się tak, że są inne powody, dla których nie mogę dostarczyć listu. Niektórzy z moich znajomych z pracy śmieją się ze mnie, bo potrafię napisać na awizo, że nie doręczyłem koperty, bo odkurzacz głośno pracował i lokator nie słyszał dzwonka, albo muzyka grała na pełny regulator akurat w momencie, kiedy stałem przed drzwiami. Zdarzają się i takie sytuacje. Ba, bywa i tak, że nie mogę wręczyć komuś przesyłki przez całkiem banalne rzeczy. Na przykład przez zepsuty dzwonek. Pukam wtedy do drzwi…


Dwa razy?

Haha… Oczywiście! Nie, no – pukam więcej razy. A potem ktoś wylatuje z mieszkania i pyta, czemu pukam skoro jest dzwonek… Kończy się na tym, że ostatecznie ktoś dostaje swój list i dowiaduje się, że mu dzwonek nie działa.
Wróćmy jednak do twojego pytania. Czemu akurat ty nagminnie dostajesz awizo, nawet kiedy jesteś w domu? Powiem ci w tajemnicy: mam wrażenie, że NIESTETY niektórym listonoszom czasem po prostu się nie chce. Przykro mi z tego powodu, bo niekiedy i moje znajomki mówią, że byli w mieszkaniu, a zamiast listu zastali awizo. Mimo że nie jestem przełożonym takiego listonosza, to próbuję wtedy przeprowadzić jakąś „wychowawczą” rozmowę…
Ale jeszcze tu muszę dodać, że jest takie coś jak awizo powtórne – takie awizo jest wystawiane po terminie upływu pierwszego przez urząd i listonosz dostarcza je bezpośrednio do skrzynki. W tym przypadku nigdy nie dzwoni, bo listu dwa razy w rejon listonosz nie bierze. Więc i tu często klienci mają pretensje, że był w domu, a ten nie zadzwonił.


Miałem kiedyś takiego zakumplowanego listonosza. Zawsze sobie chwilkę pogadaliśmy, czasem nawet dostawał ode mnie jakiś drobny napiwek. Listy zawsze dochodziły. Teraz jest gorzej, bo ostatnio złapałem gościa, który na moich oczach pisał awizo z informacją, że nie zastał mnie w domu.

No właśnie. Dogadać się zawsze można, nawet jak kogoś nie ma w domu, bo akurat pracuje. Umawiamy się jakoś i nie ma problemu. Ja mam stały rejon, wymieniłem się numerami telefonu z mnóstwem mieszkańców. Wystarczy tylko chcieć, wtedy wszystko lepiej funkcjonuje. No, ale wiesz – czasem ktoś przyjdzie do tej roboty na 2-3 miesiące i później go już nie ma, więc po co się wysilać? Też mi się zdarzyło kilka razy, że zgłosiłem kogoś, kto nie wykonywał należycie swoich obowiązków. Zresztą kierownictwo również tego pilnuje.

Sporą tam macie rotację?

Generalnie tak… Teraz już to trochę się uspokoiło w mojej placówce, ale bywało tak, że w urzędzie pracowało ponad 30 osób, a ja nawet nie próbowałem zapamiętywać ich imion. A jak jeszcze był sezon jesienno-zimowy, to przychodzili. do nas młodzi/nowi na przeszkolenie i po chwili już ich nie było. No ale na szczęście najwytrwalsi zostają i aktualnie mają coraz większy staż i doświadczenie. I są całkiem młodzi.

Rozumiem, że dostarczasz tylko listy i drobne przesyłki, natomiast nie latasz z paczkami?

Tak, aczkolwiek zdarzało mi się kiedyś, że doręczałem paczki. Teraz zasuwam rowerem, a wtedy miałem samochód. Brałem te fuchy, aby sobie dorobić. Poczta sobie ładnie poradziła z rozdzieleniem paczkarzy od zwykłych listonoszy. Nadal jednak mamy kontakt i pomagamy sobie nawzajem. Na przykład mój kolega Andrzej, który dostarcza takie przesyłki, dzwoni i pyta o ustalenie prawidłowego adresu czy też nie widziałem kogoś tam na rejonie, bo akurat ma dla niego paczkę, a gościa nie ma w domu. Jest też różnica w formie awizacji pomiędzy nami, a kurierami. Paczkarze mają płacony jakiś procent od dostarczonej sztuki/skuteczności doręczania. Oczywiście, podobnie jak w przypadku listonoszy – tak i tu, czasem trafi się pracownik, któremu podejrzewam, że się nie chce biegać z pudłami, więc zostawia awizo i leci dalej. Ja osobiście uważam, że powinniśmy mieć służbowe telefony i w ramach naszych obowiązków należałoby się kontaktować z klientami i ustalać godziny odbioru. Nikt nie lubi spędzać czasu w kolejce, a w szczególności na poczcie.


Bez przesady! Fajnie jest. Czekając w ogonku przed dwiema starowinkami, które przyszły odebrać emeryturę, zawsze można sobie zajrzeć na półkę z książkami i poczytać przepisy kulinarne...

No tak, to prawda. Kiedyś to trochę jednak inaczej wyglądało, ale rzeczywiście – te wszystkie książki, gazety do tego właśnie się przydają. Żeby wytrwać w oczekiwaniu na list… który jest na przykład upomnieniem z gazowni.

Czemu w ogóle zostałeś listonoszem? Jak ja byłem mały to dzieciaki marzyły o tym, aby zostać policjantami, kierowcami wyścigówek czy kosmonautami...

Listonoszem zostałem zupełnie przez przypadek. To czasy, czasy odległe. Tak odległe, że gdybym marzył o byciu stróżem prawa, to musiałbym wstąpić do Milicji Obywatelskiej. Byłem wtedy na studiach... przez chwilę. Na AWF-ie. To był listopad, niebawem święta Bożego Narodzenia. W tym okresie już nie ciągnęło mnie na te studia, bo nie chciałem być nauczycielem od fikołków. I wtedy pojawił się z pomysłem mój kolega Marcin. „Adam, przyjmują na pocztę, na Chopina. Złóżmy razem papiery!”. Jak wtedy zrezygnowałbym ze studiów, to poszedłbym do wojska. A gdzieś tam mówili, że jak się pójdzie na pocztę, to można będzie załatwić sobie tam odrobienie służby wojskowej. Dla ciekawości w dniu, w którym mieliśmy się zgłosić na rozmowę o pracę Marcin się rozmyślił i nie poszedł. A ja zostałem przyjęty.
Poszedłem pierwszego dnia do pracy w rejon i od razu mi się spodobało. I faktycznie - prowadził mnie chłopak, który odrabiał wojsko. Od razu poczułem ten wiatr we włosach, tę wolność. Praca praktycznie na miejscu, rano wsiadałem na rower, jechałem nim do pracy, w pracy też jeździłem rowerem, do domu wracałem rowerem, no czego chcieć więcej? Jeszcze płacili mi za to!


I tak ci zleciały 34 lata. Nadal cieszą cię te wszystkie pozytywne aspekty tej roboty?

Przez te lata ja nie byłem tylko i wyłącznie uwiązany z pocztą! Mieliśmy biznes rodzinny - sklep rowerowy. Wziąłem też trzy miesiące urlopu od listonoszowania, bo chciałem popracować w budowlance. Zatrudniłem się też w cukrowni, ale to akurat nie kolidowało z moim zawodem listonosza. A z pocztą to jest tak – przychodzę do placówki i jestem pracownikiem, bo nade mną jest naczelnik, ale potem biorę listy, wsiadam na mój prywatny rower, wyjeżdżam na ulicę… i jestem kierownikiem swojego stanowiska, a ludzie...

Schodzą z drogi jak jedziesz!

Coś w tym jest! A tak na poważnie to lubię ten kontakt z ludźmi, tę wolność, o której wspomniałem. To jest fajne. Nie chciałbym tego zmieniać. Spotkani ludzie, działający w przeróżnych dziedzinach: muzycy, sportowcy, dziennikarze, lekarze, biznesmeni, prawnicy, spawacze, drogowcy, sprzedawcy… wiele, wiele innych nie sposób wymienić, no i tu właśnie ten kontakt bezpośredni i te rozmowy z nimi są tym, co uwielbiam.
Nie gram w totolotka od długiego czasu, gdyż nie chcę trafić szóstki, bo pewnie bym musiał zmienić swoje życie. Jest mi fajnie, tak jak teraz sobie żyję. Kroczę drogą życia, którą wybrałem świadomie i z radością, Spełniam się po prostu.


Wspomniałeś, że używasz w pracy własnego środka transportu. A przecież taki rower powoli się zużywa. Opony co jakiś czas trzeba kupić, wymienić hamulce itp. Czy dostajesz jakieś dodatki na ten cel?

Tak, dostaję „rowerowe” to się nazywa jakoś tak „ekwiwalent za używanie własnego pojazdu do celów służbowych” – za każdy miesiąc. Obecnie jest to kwota ok. 140 zł -150 zł. Kwoty te we wcześniejszych latach były znacznie mniejsze.

Jako drugi dodatek otrzymuje tzw. regeneracyjny w okresie zimowym, czyli
od listopada do marca i jest to 9 zł dziennie. Ten bon otrzymują wszyscy listonosze, na pełnym etacie: mężczyźni piesi i rowerowi.

A kobiety?

Kobiety to dostają cały rok. To taki bon na niektóre produkty. Od razu uprzedzam pytania – alkoholu za to kupić nie można. Czemu my dostajemy te dodatki tylko przez pół roku, a kobiety przez cały czas? Były podobno jakieś badania, których wyniki mówiły, że panie spalają więcej energii niż my… Nie wiem. Nie wnikałem. Może faktycznie wypadałoby ten temat poruszyć na szerszym forum? Dla mnie sprawa jest prosta - dają, to biorę. Przy tych minimalnych pensjach, które dostajemy, to zawsze jest coś.

Widać, że jesteś mocno związany z tą robotą. Czy praca listonosza wpłynęła też na twoje życie osobiste?

Tak! Dzięki tej pracy poznałem moją żonę!

Dostarczyłeś jej przesyłkę? Jak taki doręczyciel-uwodziciel?

Nie, nie. Jeszcze banalniej! Moją żonę przysłali z innego oddziału na delegację do naszego urzędu na zastępstwo, bo u nas nie było wtedy zbyt wielu pracowników. I jakoś tak wyszło. Jak to mówią, miłość i sraczka przychodzą znienacka! Coś tam zaiskrzyło. A potem urodziły się nam dwie wspaniałe córki... Praca na poczcie sprawiła też, że zostałem radnym, ale to już temat na inną rozmowę! No i byłem też piłkarzem. Razem z pocztową drużyną, jako reprezentanci Gdańska, trzykrotnie z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo Polski szóstek piłkarskich! Fajna ekipa pocztowców nam się wtedy zebrała…
Później strzeliłem bramkę w pocztowej reprezentacji Polski, kiedy graliśmy w eliminacjach do mistrzostw Europy! W turnieju graliśmy wtedy z Francuzami, Norwegami i Telekomunikacją Polską. To był 1996 rok, o ile mnie pamięć nie myli. Potem jeździłem też na spartakiady pocztowe.

W kulturze utrwalił się widok listonosza gonionego przez psa. Czy to prawda, że te czworonogi mają z wami jakiś problem?

Tak, tak, zdecydowanie. Niedawno nawet jeden z moich kolegów wyszedł mocno pokaleczony ze spotkania z jakimś burkiem. Na początku, jak zaczynałem pracę jako listonosz, to zostałem ugryziony przez psy z siedem razy! Teraz, dzięki doświadczeniu, które zdobyłem, już mnie tak często nie żrą. Odpukuję w niemalowane! Choć zdarzają się ataki, to wiem, że kiedy idę z rowerem, to nawet duży pies nie zbliży się do mnie. Nawet jeśli się będzie awanturował, to dostanie z tylnego koła i wtedy już bohatera nie ma! Trzeba czasem walczyć by się bronić, prawda?
Z drugiej strony kiedyś była taka amstaffka, niestety już nie żyje, która uwielbiała mnie. Ja również ją lubiłem - to była taka wzajemna sympatia. Nie mam nic przeciwko zwierzętom, nie przeszkadzają mi psy. Są jednak i takie zwierzaki, które atakują płoty. Czasami myślę, że to nie wina samego czworonoga, ale gospodarza. Jeden incydent zapadł mi w pamięć. Pies, który wybiegł na ulicę za panią, która do mnie wyszła ze swojej posesji. Pogoda była deszczowa, a psiak skakał wokół mnie, jak szalony. Babka nie była w stanie go opanować. Ubrudził ją niemiłosiernie, do tego podarł rajstopy. Szkoda mi było i jej i jego.
Bardziej emocjonująca sytuacja spotkała mnie całkiem niedawno w jednej z pobliskich miejscowości. Byłem tam, jako zastępstwo za jedną dziewczynę, która opowiadała mi o pewnym uciążliwym problemie. Państwo mają kilka psów, które wychodzą poza posesję i atakują ludzi. Nawet mając rower ciężko jest je odstraszyć. Skończyło się na tym, że musiałem wezwać Straż Gminną, bo nie dało się tam dostać. Słyszałem, że psy tak żywiołowo na nas reagują, bo pachniemy im innymi zwierzakami, które spotykamy na drodze. Czy to prawda? Nie mam pojęcia.


Co się dzieje z tymi wszystkimi „zagubionymi” listami i paczkami, które z jakiegoś powodu nie zostały dostarczone do adresata, a nadawca też nie pofatygował się na pocztę, aby odebrać zwrot?

Jeśli list zostaje nadany i nikt go nie odbierze, to musi odleżeć na poczcie przez wymagane 14 dni. Następnie jest zwracany do nadawcy. W sytuacji gdy nadawcy nie ma w domu, zostaje mu wystawione awizo i oczekuje na odbiór 14 dni. Jeśli przesyłka nadal nie zostaje odebrana, to trafia do Urzędu Przesyłek Niedoręczalnych w Koluszkach.

W zasadzie to pytanie, które chcę teraz zadać, powinienem skierować do twoich kolegów, ale pewnie niejedną już „kurierską” historię słyszałeś, więc zapytam: Jakie najdziwniejsze rzeczy ludzie potrafią wysłać?

Ja nigdy nie wiem, co doręczam. To wynika z mojego zobowiązania zawodowego. Wiem tylko, skąd przesyłka pochodzi. Nawet nie mogę być obecny przy otwieraniu listów - to jeszcze stara szkoła pocztowa. Tyle, jeśli chodzi o sprawy formalne. Tymczasem, o tym, co ludzie sobie wysyłają pocztą można by całą powieść napisać!
Całkiem niedawno mieliśmy ciekawą przygodę. Mój kolega zadzwonił do mnie z pewnym niezwykłym problemem. - „Adam, potrzebuję twojej pomocy. Nadawca miał wysłać mi paczkę ekspresową, ale coś poszło nie tak. Okazało się, że zamiast paczki, przyszedł do mnie… list. Zwykły, papierowy list. A w środku? Pająk!” Wiedziałem kto ten adres obsługuje i postanowiłem pomóc: Skontaktowałem się z koleżanką, nie zdradzając jednak, co dokładnie znajduje się w liście. Powiedziałem jej, że mój kumpel pilnie potrzebuję tej przesyłki i poprosiłem, aby dała mi cynk, gdzie się znajduje. Obiecałem, że kolega przyjedzie i go zabierze. I tak się stało. Kolega odebrał list, w którym był... ptasznik. Może i niekoniecznie zabójczy, ale na pewno był to dość niecodzienny gość w świecie przesyłek pocztowych. Nie byłem przy tym, jak kolega odebrał list od tej koleżanki, ale z tego co mówił – przyjęła informację o jego zawartości wyjątkowo dzielnie!

Kiedyś jednak znałeś treść niektórych przesyłek. Przecież przed nadejściem ery e-maili, smsów i komunikatorów internetowych, istniały jeszcze telegramy!

Tak, zajmowałem się roznoszeniem telegramów. To była inna epoka, kiedy telefaksy i listy miały swoje miejsce w codziennym życiu. Roznosiłem je krótko, ale to wystarczyło, by poznać ich treść.
Nigdy nie zapomnę tych chwil, kiedy niosłem ze sobą wiadomości o czyjejś śmierci. Telegramy były jak cienie, które przesuwały się w moich rękach. Wiedziałem, co jest w środku. Kobieta otwierająca drzwi, spojrzenie na mnie, a potem cisza... Czasami to była radość, bo wiadomość była informacją o narodzinach, lub życzenia dla solenizanta czy ślubie, a czasami właśnie … smutek.
Najtrudniejsze były te, które niosły wieść o odejściu. Byłem posłańcem śmierci. Nie mogłem sobie wtedy z tym poradzić. Dzisiaj, po tylu latach, wspominam to jako najtrudniejszy okres w moim doręczaniu.

Mam kolegę, który mieszka ulicę obok mnie. Czy gdybym wysłał mu list w pobliskim punkcie pocztowym, to dostarczysz go bezpośrednio do niego, czy też może przesyłka będzie musiała przejść jakąś dłuższą drogę?

Nie ma znaczenia skąd nadasz list. Procedura zawsze wygląda tak samo. O odpowiedniej godzinie do urzędu podjeżdża samochód, zabiera skrzynki z przesyłkami i wiezie je do sortowni. Dopiero następnego dnia rano list kierowany jest do odpowiedniego rejonu. Przychodzę potem do pracy i mam już gotową skrzynkę z przesyłkami przydzielonymi dla mojego rewiru. Czasem jednak zdarza się i tak, że pani na poczcie zobaczy, że adres listu mieści się w naszej strefie i od razu przekłada go do odpowiedniej przegródki bez potrzeby kierowania go do sortowni.


Podczas, gdy placówki pocztowe ewoluują w stronę mini-marketów spożywczo-księgarniano-dewocjonalnianych, to mam wrażenie, że żywot listonosza niewiele się zmienił przez ostatnie dekady.

To, co się na pewno rozwinęło, to przede wszystkim sortownie. Zainwestowano olbrzymie pieniądze w urządzenia sortujące te wszystkie przesyłki. Zmieniło się też dużo w samych punktach pocztowych. Kiedyś przy okienku było liczydło i kasa, teraz są terminale i komputery. Natomiast co się zmieniło u nas-listonoszy? Ano dostaliśmy tablety! Trzy dekady temu, brałem do mojej torby listy, wsiadałem na rower i jechałem do adresatów zbierając ich podpisy na tak zwanej karcie doręczeń. Teraz robię dokładnie tak samo, ale podpisy składane są na tablecie. Ach, no i nie mamy już worków! Przesyłki dostarczane są do placówek w skrzynkach. Dawniej sami musieliśmy te wszystkie listy rano posortować, obecnie we wspomnianych skrzynkach mamy już je posegregowane według danych rejonów.
A jeśli chodzi o próby usprawnienia naszej pracy, to pewne kroki były poczynione. Miały wejść do użytku rowery elektryczne. Dostałem nawet możliwość przetestowania jeden z takich pojazdów. Po trzech dniach oddałem go zaklinając się, że więcej na nim jeździć nie będę. Rowery miały kauczukowe koła. Po krótkim kursie na nierównej nawierzchni ręce bolały mnie, jak po dobrym treningu w siłowni. Pojazdy nie miały żadnej amortyzacji, a drżenie z kierownicy, szczególnie podczas jazdy po wyboistej drodze, przechodziło z nadgarstków na ramiona, a z ramion na kręgosłup. Tak więc próba unowocześnienia naszej roboty owszem miała miejsce, ale trudno uznać ją za sukces…

Czytelnicy dosłali w komentarzach jeszcze dwa pytania, które dodajemy po publikacji artykułu:

1) Ile listonosz może dorobić roznosząc emerytury? Teraz już pewnie zdecydowana większość idzie ludziom na konto, ale np. mój ojciec nie ma konta w banku i zawsze piętnastego listonosz dostaje kilka zł z końcówki świadczenia.

Informacyjnie dane z ZUS: około 80 % świadczeń rentowo-emerytalnych idzie na konto, poczta doręcza resztę. Zdecydowanie nie jest to już taka skala jak 15, 20 lat temu... wówczas z każdego przekazu zostawało na „dobre piwo” i to było coś. Stanowczo dementuję popularną informacje, że dzisiaj można dorobić drugą pensję. Zresztą, są rejony doręczeń, gdzie tych przekazów jest dosłownie kilka. Samo życie też pokazuje, ilu jest chętnych do pracy na stanowisku listonosza.

2) Ile masz adresów w rejonie? Ile poleconych dziennie?

Dla nas listonoszy do oczywiste, ale ludzie nie zauważają, jak różnią się rejony doręczeń. Rejon z blokami będzie miał więcej punktów doręczeń, a ten z domkami jednorodzinnymi mniej, za to więcej kilometrów do przejścia czy przejechania. Specyfika rejonu listonosza wiejskiego (samochodowego) jest również inna. Mój rejon ma około 800 punktów doręczeń i obsługuje same domki jednorodzinne. Jednak często robię też tzw. "rozbiórki", kiedy dodatkowo dostaję do obsłużenia połowę sąsiedniego rejonu, za kolegę/koleżankę, która ma wolne i tam obsługuję bloki.

Na poczcie jest dział, który zajmuje się „badaniem wielkości rejonu” i wylicza listnoszowi „obciążenie rejonu”, tak aby każdy pracownik oscylował w okolicy 100% obciążenia rejonu. Ostatnie kilka, kilkanaście lat to częste zmiany, związane głównie z rozwojem poszczególnych osiedli, miast i gmin, a wraz z tym przybywających lub też czasami znikających punktów doręczeń.

Różnorodność rejonu przekłada się na ilości przesyłek - wystarczy, że w danym rejonie jest jakaś firma, instytucja czy kancelaria, to automatycznie wolumen listów się zwiększa. W moim rejonie mam wolumeny od kilkudziesięciu do maksymalne 200 listów poleconych, i to też w zależności od dnia tygodnia.


Jaka, według ciebie, będzie przyszłość listonosza Poczty Polskiej?

Chciałbym żeby ten zawód nadal istniał, ale czy faktycznie tak będzie? Czas pokaże. Być może zastąpią nas drony. Szkoda by było, bo wtedy zaniknie ten międzyludzki kontakt. Będę wówczas musiał zająć się czymś innym. Z drugiej strony – kiedy pojawił się Internet, to też cały świat mówił, że instytucja poczty lada moment zniknie, a w 2023 roku zostanie nadany ostatni list papierowy. Jak widać - mimo to nadal działamy, rozwijamy się… i wrzucamy ci do skrzynki list lub awizo! Kto wie? Może za parę lat dostaniemy nawet telefony służbowe, aby pomagały nam w kontakcie z klientami jako standard obsługi. Tak czy siak – poczta jest całym moim życiem i na nic innego bym tego zawodu nie chciał zmieniać.
Chciałbym życzyć nowemu Zarządowi Poczty, który został niedawno wybrany, aby udało im się uratować Pocztę, a dopiero potem niech pomyślą o hulajnogach czy rowerach elektrycznych.

Życzymy Ci zatem dalszego czerpania frajdy z tej pracy oraz tego, abyś na swojej drodze spotykał zawsze życzliwych ludzi i sympatyczne czworonogi!
3

Oglądany: 28452x | Komentarzy: 46 | Okejek: 205 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

03.05

02.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało